Od kilku miesięcy obowiązuje w naszym kraju kontrowersyjna ustawa mieszkaniowa, pieszczotliwie nazywana przez jej przeciwników ustawą „lex deweloper”. W jaki sposób wpłynęła ona na liczbę i jakość nowych inwestycji deweloperskich?
„Lex deweloper”, czyli ustawa z 5 lipca 2018 r. o ułatwieniach w przygotowaniu i realizacji inwestycji mieszkaniowych oraz inwestycji towarzyszących, od samego początku budziła wiele kontrowersji. Przeciwko nowym przepisom protestowali m.in. urbaniści, samorządy, aktywiści miejscy czy Polska Akademia Nauk. Swoje zastrzeżenia zgłaszali nawet przedstawiciele Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ostrzegając, że „lex deweloper” może doprowadzić do większego zagrożenia korupcją. Protesty jednak nie pomogły i 1 sierpnia 2018 roku prezydent Andrzej Duda złożył swój podpis pod nową ustawą.
O co to całe zamieszanie?
Przeciwnicy ustawy nazywają ją bublem prawnym i zarzucają nowym przepisom, że są zbyt przychylne deweloperom. Najbardziej krytykowany jest artykuł, który umożliwia budowanie mieszkań i inwestycji towarzyszących „niezależnie od istnienia lub ustaleń miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego”. Oznacza to, że nowe inwestycje deweloperskie mogą obecnie powstawać na terenach, które wcześniej były chronione przed zabudową – nawet na gruntach pokolejowych, poprzemysłowych, powojskowych i rolnych.
Ustawa wprowadziła również szereg standardów lokalizacji i realizacji inwestycji. Nowe inwestycje deweloperskie muszą posiadać bezpośredni dostęp do drogi publicznej (lub przez drogę wewnętrzną) oraz znajdować się nie dalej niż kilometr (w dużych miastach 500 m) od przystanku komunikacji i 3 kilometry od szkoły i przedszkola (w dużych miastach 1500 m). Kolejnym wymogiem jest dostęp inwestycji wielorodzinnych do terenów wypoczynkowych lub sportowych.
Problem w tym, że niektóre z powyższych zapisów nie są sprecyzowane, co mogą wykorzystać nieuczciwi deweloperzy. Ustawa wspomina na przykład o przystankach, ale nie określa, jak często mają z nich odjeżdżać autobusy. W przepisach brakuje również dokładnej definicji terenu rekreacyjnego lub sportowego.
Lex deweloper a nowe inwestycje deweloperskie w Warszawie
Warszawscy deweloperzy przywitali nowe przepisy z otwartymi rękami. Ustawa weszła w życie 22 sierpnia i jeszcze tego samego dnia do stołecznego ratusza wpłynęły pierwsze dwa wnioski. Pod koniec sierpnia, a potem na początku września – następne dwa. Jedna z prywatnych spółek zgłosiła chęć wycięcia 690 drzew w Ursusie, żeby móc postawić kompleks siedmiu budynków przy skrzyżowaniu ul. Ryżowej i Alej Jerozolimskich. Inwestor ostatecznie wycofał swój wniosek, jednocześnie rezygnując z szybkiej ścieżki procedowania, choć w myśl ustawy miał do niej pełne prawo.
Zdaniem części polityków i działaczy ustawa „lex deweloper” oznacza chaos przestrzenny i umożliwia niekontrolowaną zabudowę. Dlatego niektóre miasta postanowiły przeciwdziałać nowym przepisom, uchwalając lokalne standardy urbanistyczne, które jako akty prawa miejscowego mają ograniczać negatywne skutki działania ustawy „lex deweloper”. Warszawa zdecydowała się na to jako pierwsze miasto w Polsce. Lokalne standardy urbanistyczne regulują m.in. wysokość obiektów, dostępność do szkół, przedszkoli i infrastruktury oraz odległość budynków mieszkalnych od obiektów publicznych i zieleni.
Wystarczy żeby architekci, którzy projektują te osiedla używali mózgu i postawili się na miejscu potencjalnych mieszkańców. Większość osiedli to kupa betonu… I to niby projektowali ludzie po studiach?
Deweloperzy to ostatnie p…. A miasto ma gdzieś dobro mieszkańców i pozwala się r.c.a.deweloperom bo dobrze płacą
A czy ktoś pomyślał o tym, że uwolnienie nowych terenów inwestycyjnych zwiększy podaż na rynku i wszyscy na tym skorzystamy? Większy wybór mieszkań, możliwe mniejsza cena za m2. A Wy tylko o łapowkach i korupcji.
Zwrociliscie uwagę na ten akapit: "Nowe inwestycje deweloperskie muszą posiadać bezpośredni dostęp do drogi publicznej (lub przez drogę wewnętrzną) oraz znajdować się nie dalej niż kilometr (w dużych miastach 500 m) od przystanku komunikacji i 3 kilometry od szkoły i przedszkola (w dużych miastach 1500 m)". Przecież to są udogodnienia, których brak w nowo wybudowanych inwestycjach.
Pracuje w MPU, ale nie w Warszawie. Miasta wolę nie ujawniać. Powiem tyle, odkąd weszła ta ustawa burdel się zrobił na całego. Plany, które sporządzaliśmy latami poszły w odstawkę. Teraz petenci rzucają na stół projekt, a burmistrz daje pieczątkę. Nawet wywiad środowiskowy nie jest zrobiony, konsultacje społeczne też nie. W moim odczuciu niezły bałagan się z tego zrobi.
Ciekawe kto ten burdel będzie potem sprzatał… Narobią bubli, ludzie zamieszkają a potem powódź to wszystko zaleje jak w '97 i będą szukać winnych kto na to pozwolił
Dla mnie takie tereny pokolejowe to marnotrawstwo przestrzeni i lepiej żeby posłużyły jako czyjejś miejsce na ziemi, a nie rdzewiec niewiadomo w imię jakieś idei pokolejowej.
Ciekawe kto ten cały burdel będzie sprzatał…
Nie dość że miasta się rozlewają to szykują się kolejne osiedla w polu gdzie 1 autobus podmiejskich co godzinę odjeżdża, a szkoły nie są przygotowane na przyjęcie kilkuset nowych uczniów
Tyle lat studiowania aby nauczyć się że nie ma nic ważniejszego niż MPZP dla nie wtajemniczonych miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, żeby teraz samowolka budowlana nastąpiła, może wogóle zlikwidujmy miejskie pracownie urbanistyczne, niech deweloperzy robią co chcą
Co ciekawe Warszawa tylko dla 40% powierzchni ma uchwalony MPZP, także nie rozumiem w czym problem. I tak powstają buble architektoniczne