

Wszystko wskazuje na to, że w tym roku ponownie zostanie pobity rekord sprzedaży mieszkań. I choć nowych inwestycji deweloperskich przybywa, to duża konkurencja na rynku nie powoduje wcale, że ceny nieruchomości idą w dół. Wręcz przeciwnie – lokale mieszkaniowe staję się coraz droższe. Deweloperzy rekompensują sobie w ten sposób rosnące koszty materiałów, zatrudnienia i ziemi.

Firmy z branży budowlanej mają powody do zadowolenia. Tylko w zeszłym roku deweloperzy zawarli łącznie aż 72,7 tys. umów. To przeszło dwa razy więcej niż w szczycie boomu z poprzedniej dekady. A ten rok powinien być pod tym względem nawet lepszy. Co ciekawe, wiele mieszkań w najatrakcyjniejszych inwestycjach deweloperskich sprzedaje się jeszcze przed wbiciem przysłowiowej łopaty. Zdaniem ekspertów czas wyprzedaży oferty deweloperskiej jest obecnie najkrótszy w historii. Szacuje się, że deweloper w Warszawie na pozbycie się wszystkich mieszkań ze swojej oferty potrzebowałby mniej więcej sześciu miesięcy.
Od wiosny 2014 r. liczba budowanych rocznie mieszkań wzrosła dwukrotnie. Deweloperzy nie powinni zatem narzekać. Problem w tym, że producenci materiałów budowlanych konsekwentnie wykorzystują rosnący popyt i podnoszą ceny – te wzrosły w 19. grupach towarowych. Rekordzistą pod tym względem jest płyta OSB, która w ciągu roku zdrożała aż o 34,5 procent! Wzrosła też m.in. cena drewna (32 proc.), materiałów do stawiania ścian, stropów, czy kominów (prawie 12 proc.), izolacji termicznych (9,5 proc.), narzędzi (5,4 proc.) oraz cementu i wapna (3,8 proc.).

Kolejnym problemem dla branży deweloperskiej są coraz większe problemy związane z pozyskiwaniem pracowników. W Polsce zwyczajnie brakuje rąk do pracy, gdyż rodzimi fachowcy emigrują za lepszymi zarobkami na zachód. Problem ten dotyczy szczególnie wykwalifikowanych specjalistów: cieśli, murarzy i zbrojarzy. Obecnie nowe inwestycje deweloperskie powstają w dużej mierze dzięki pracownikom zza wschodniej granicy – w budownictwie i usługach remontowo-wykończeniowych pracuje aż 23,6 proc. migrantów z Ukrainy.
Ceny mieszkań z rynku pierwotnego rosną również z powodu coraz gorszej dostępności działek inwestycyjnych w dużych miastach i malejącego zasobu ziemi posiadanej przez inwestorów. A że terenów w atrakcyjnych okolicach jest coraz mniej, to trzeba więcej za nie płacić. I to sporo, bo przez ostatnie 2 lata ceny działek podskoczyły aż o 45 proc.

Rosnące koszty materiałów budowlanych, deficyty kadrowe oraz coraz wyższe ceny gruntów pod budowę nowych inwestycji – to właśnie te czynniki w głównej mierze odpowiadają za wzrost cen na rynku nieruchomości. Tylko w pierwszym kwartale tego roku portal RynekPierwotny.pl odnotował wzrost średniej ceny ofertowej o 1,5 proc. – 1,8 proc. na trzech największych i zarazem najstabilniejszych podażowo rynkach pierwotnych, czyli warszawskim, krakowskim oraz wrocławskim. Eksperci przewidują jednak, że w skali całego roku możliwy jest wzrost cen mieszkań na poziomie 5-10 procent. Sami deweloperzy wspominają o 7-8 procentach i jednocześnie uspokajają, przypominając, że Polska notuje obecnie jeden z najniższych wzrostów cen nieruchomości w Unii Europejskiej (4 proc.).