Lofty od dewelopera: czy istnieje na nie zapotrzebowanie?
Lofty stanowią na polskim rynku nieruchomości niszę dla bogatych i ekstrawaganckich klientów w dużych miastach, niszę, którą deweloperzy ze wszystkich sił starają się zagospodarować. Problem w tym, że duża część rewitalizacji kończy się spektakularnym fiaskiem – upadłością właścicieli lub zatrzymaniem prac.
Moda na lofty, czyli mieszkania urządzone w postindustrialnych budynkach, narodziła się w Stanach Zjednoczonych w latach 60., ale do naszego kraju dotarła dopiero na początku XXI wieku. Można powiedzieć, że rynek loftów w Polsce dopiero raczkuje, ale mimo to zdążył już zaliczyć kilka kompromitujących wpadek. Bardzo głośnym echem odbiła się sprawa łódzkich „Loftów u Scheiblera”, jednej z pierwszych tego typu inwestycji w naszym kraju.
Firma MNE Investment postanowiła zaadaptować zabytkowe wnętrze XIX-wiecznej przędzalni Karola Scheiblera na 421 klimatycznych loftów. Budowa ruszyła w 2007 roku i została ukończona po trzech latach, zaliczając przy tym spore opóźnienie. Niestety w 2012 roku australijski deweloper ogłosił upadłość, a historyczny kompleks przejął syndyk. Po jego wejściu okazało się, że do sprzedania zostało jeszcze aż 220 mieszkań. Ich upłynnienie zajęło ponad trzy lata, mimo obniżenia cen do bardzo atrakcyjnego pułapu – najtańsze lokale można było nabyć za 2,8 tys. zł za metr kwadratowy, choć w szczytowym momencie za metr kwadratowy mieszkania w tym budynku płacono deweloperowi nawet 7 tys. zł!
Zaledwie trzy miesiące później upadłość ogłosił również Green Development – deweloper odpowiedzialny za Lofty de Girarda w Żyrardowie. Inwestycja była ukończona w 80 procentach, a około połowy mieszkań zostało sprzedanych. Budowa została natychmiast wstrzymana, ale ostatecznie, po kilku sprawach sądowych, udało się osiągnąć porozumienie pomiędzy klientami i wierzycielami, dzięki czemu inwestycja została ukończona we wrześniu 2016 roku.
Nie są to rzecz jasna wszystkie projekty, które napotykały na swojej drodze trudności i zaliczyły wieloletnie opóźnienia. Taki los spotkał też dwie warszawskie inwestycje: „Bohemę” przy ul. Szwedzkiej w dawnej fabryce Polleny oraz budynki po zakładach PZO, gdzie już 11 lat temu miały powstać luksusowe lofty, ale ówczesny deweloper stracił pozwolenie na budowę.
Loft od dewelopera… lub syndyka
Czemu lofty od dewelopera nie cieszą się w naszym kraju popularnością? Duży problem stanowią ich wysokie ceny. Deweloperzy tłumaczą to faktem, że rewitalizacja opuszczonych fabryk jest bardzo kosztowna, bo te przez długi czas stały nieużywane i niszczały. Poza tym tego typu inwestycje są praco- i czasochłonne, bo dotyczą budynków historycznych, więc od początku do końca muszą pozostawać pod ścisłym nadzorem konserwatora zabytków. Z konserwatorem należy konsultować każdy detal, każde drzwi i okno, co znacznie wydłuża proces inwestycyjny.
Wadą loftów, która zniechęca wielu potencjalnych nabywców, są też wysokie koszty utrzymania – trzeba liczyć się z wysokimi rachunkami za ogrzewanie, bo ogrzanie starych, zimnych murów przemysłowych nie należy bowiem do najłatwiejszych; tak duża przestrzeń wymaga ogromnej ilości energii. Problem wielu loftowych inwestycji stanowi również mało atrakcyjna lokalizacja – fabryki powstawały często na obrzeżach miast.
Eksperci przewidują, że mimo wszystkich wyżej wymienionych wad i potknięć, rynek loftów w Polsce będzie się nadal rozwijał, choć raczej zawsze pozostanie niszą. Loft to po prostu unikatowy produkt dla specyficznego klienta.
**
Myślisz o nabyciu loftu od dewelopera? W jednym z moich poprzednich wpisów przeczytasz, jak urządzić loft.